Ostatniego posta tworzyłam w pięknej scenerii, doskonałym wakacyjnym nastroju w czasie dwutygodniowego urlopu. Spędziliśmy go w Zakopanem do którego lubimy wracać i wędrować po górach do bólu nóg, ale widoki rekompensują trud wędrówki i zapierają dech. Zdjęcia chusty robiłam w Dolinie Chochołowskiej nic sobie nie robiąc ze zdziwionych spojrzeń turystów. Przy okazji pod Gubałówką zakupiłam kilogram beżowej włóczki, zastanawiam się co z niej udziergać bo mega drapie. Macie może jakieś pomysły?
Nawet wtedy towarzyszyło mi szydełko i kolejna robótka, ale zanim ją pokażę w następnym poście wymaga jeszcze odrobiny pracy. Szydełkowanie jest niesamowicie wciągające i daje wiele możliwości wykorzystania nici, kordonków,włoczek, tkanin i wyrażenia tego co "nam w duszy gra". Tak powstał w międzyczasie pomysł na "obrobienie" lnianej tkaniny znanymi mi już wzorami, przedstawianymi w poprzednich postach. Kremową obrobiłam kremowym , a białą czarnym kordonkiem Kaja szydełko nr 1.0. Na najwyższą próbę moja cierpliwość została wystawiona na początku pracy przy wkłuwaniu szydełka bezpośrednio w tkaninę by zachować mniej więcej równe odległości, a dalej to już utartym szlakiem (pierwszy ścieg można wykonać igłą z nitką jak przy hafcie, ale chyba lubię pod górkę).
![]() |
...i jak Wam się podoba?
Ula Dziergula pozdrawia Czytelników.
Dzisiaj to już trochę zapomniana metoda ozdabiania, a daje tyle możliwości. Beżowa koronka wyszła świetnie, ale co do czarnej nie jestem przekonana. Chyba wolę mniej kontrastowe zestawienia. Masz rację, co do tego, że szydełkowanie wciaga, ja na wszystkie wyjazdy zabieram robótkę ;-)
OdpowiedzUsuńSzydełko niebezpiecznie wciąga i uzależnia😀
UsuńPodobają mi się obie propozycje! Nawet mam w głowie, gdzie wykorzystałabym tą z czarna obwódką :) Ja miałam przyjemność testowania gryzącej włóczki Liloppi Luna i wykonałam z niej poncho, które noszę nie bezpośrednio na skórę, a na bluzkę i nie czuję gryzienia (chociaż wiem, że niektóre włóczki i przez ubranie będą drażniły skórę) ;) Z takiej włóczki mogą być też fajne skarpety (ja nosze takie, jak jestem przeziębiona, żeby ogrzewały mi nogi - czego oczywiście Ci nie życzę ;)).
OdpowiedzUsuńCieszę się że Ci się podobają, a pomysł na wełnę może poczekać na chłodniejsza porę roku, chociaż ponczo... jakoś dotychczas nie myślałam o tym może ... 😀
UsuńWyszło pięknie! Mam jeszcze sporo chusteczek do nosa z pięknymi, szydełkowymi koronkami. Zawsze żal było mi ich używać, a teraz mam wspaniałe pamiątki po Babci. Zupełnie o nich zapomniałam, dopiero Twoje serwetki mi o nich przypomniały. Pozdrawiam :).
OdpowiedzUsuńWłaśnie takie chusteczki pamietam z dzieciństwa dostawałam je od Cioci i bardzo mi się podobały z haftem, koronką czy nadrukiem uwielbiałam je. Zostały mi tylko wspomnienia o Cioci i zużytych chusteczkach, ale miło czasem powspominać i pomyśleć ciepło o bliskich😀 Twoje pamiątki ocalały - dbaj o nie są bezcenne.
UsuńPiękne prace! Podziwiam wytrwałość w łączeniu włóczki i materiału,ale efekt był tego wart :)
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o Gubałówkową włóczkę to od razu pomyślałam o skarpetkach, albo sweterku, bo obie rzeczy kojarzą mi się z Zakopanym ;)
Pozdrawiam serdecznie
Dziękuję 😀Wciąż niezdecydowana poczekam na chłodniejsze dni. Jakoś nie ciągnie mnie do odzieży może z powodu nieudanych falstartow, a może czas znów spróbować 😉
UsuńBardzo mi się podoba!
OdpowiedzUsuńCieszę się że Ci się podoba ☺
Usuń